Jak wynika z relacji naocznych świadków w październiku 1945 roku prowadzona była przez żołnierzy radzieckich kolumna niemieckich żołnierzy, w kierunku Lubania od strony Czech. Na ulicy Dworcowej, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Moniuszki zastrzelony został jeden z jeńców - prawdopodobnie powodem egzekucji był brak możliwości kontynuowania przez niego marszu.
Niemieccy obywatele pobliskiego domu przy ulicy Moniuszki, którzy byli świadkami całego zajścia, pochowali żołnierza w miejscu jego śmierci. Z relacji wynika, że postawiono mu krzyż oraz tabliczkę z imieniem i nazwiskiem. Grób przez wiele lat funkcjonował - Niemcy przyjeżdżali, pytali się o niego, zapalali przy nim znicze. Z biegiem czasu ludzie pamiętający o grobie zaczęli umierać, a wraz z nimi odchodziła historia tamtego pochówku. Po grobie nie pozostał żaden ślad.
Inicjatorem wydarzenia był Jerzy Stankiewicz, który po przeczytaniu w czasopiśmie "Odkrywca" informacji o ekshumacji grobów żołnierzy wermachtu, postanowił skontaktować się z polsko-niemiecką fundacją POMOST. Pierwszy kontakt nastąpił półtora roku temu. Pół roku temu z członkami tej fundacji wziął udział w wizji lokalnej, natomiast dnia 5 listopada 2018 roku sprawa doszła do skutku - przedstawiciele fundacji przybyli do Zawidowa z odpowiednim sprzętem potrzebnym do poszukiwań, okrycia oraz ekshumacji szczątek. Na obecną chwilę imię i nazwisko żołnierza jest nieznane – czytamy na Facebooku Zawidów – Moim miastem.
fot. Zawidów – Moim miastem