Na zgorzeleckim Ujeździe powiało Bareją
W Warszawie kryzys oświatowy. Podwójny rocznik wchodzi do szkół średnich, miejsc w liceach brakuje, a minister Zalewska i wiceminister Machałek otwierają … dworzec kolejowy w Zgorzelcu ?!
Co takiego jest w tym poniemieckim dworcu, że aż dwie najważniejsze persony w MEN i sam Wojewoda Dolnośląski przyjechali, żeby go otwierać? A może to nie dworzec, a Zgorzelec ma to „coś”, ten polityczny magnes ciągnący ich w miejsce, o którym na co dzień nie pamiętają? Bo choć obie panie zarzekały się, że przyczyną ich obecności tu i teraz jest szkolnictwo branżowe i szkolenie kadr dla kolei to… jakoś, ciężko w to uwierzyć.
Przecież nie mamy tutaj ani szkoły kształcącej przyszłych pracowników kolei, ani jakichś szczególnie silnych kolejarskich tradycji. Ba, po ostatnich zmianach rozkładu jazdy nie tylko nie przybyło nam połączeń kolejowych, ale wręcz trudniej ułożyć sobie plan podróży. Tabor też nie powala. W dodatku to nie PKP go zawdzięczamy. Od strony kolei wciąż wiele kuleje, dlatego te branżowe uzasadnienia przy otwieraniu dworca - na ostatnią chwilę przed ciszą wyborczą, co dla minister-kandydatki ma znaczenie - brzmią trochę jak opowieści z mchu i paproci. I brzmią fałszywie. Szczególnie, kiedy padają z ust minister i wiceminister MEN, które jeszcze niedawno deklarowały, że dobro uczniów i dzieci jest dla nich najważniejsze. Serio?! To, dlaczego zamiast pochylić się nad losem ofiar deformy oświaty, podwójnego rocznika kandydatów do szkół ponadpodstawowych, dla których dramatycznie brakuje miejsc w liceach, wybrały zgorzelecki dworzec?! Dlaczego zamiast zajmować się topnieniem kadr pedagogicznych i perspektywą braku nauczycieli w szkołach otwierają dworzec PKP na zachodnich rubieżach Polski?! I wreszcie – w jakiej roli tu przyjechały obie, a szczególnie ta jedna, która jako kandydatka w wyborach do PE powinna chyba na czas kampanii wziąć urlop, jak to zrobiła Ochojska. Tymczasem w zaproszeniu dla mediów biuro prasowe zapowiedziało ją jako minister i tak też przedstawiano ją na otwarciu.
„Na pewno zastanawiają się Państwo, co minister edukacji ma wspólnego z dworcem kolejowym i dzisiejszym otwarciem?”powiedziała, a ja słuchałam tych słów z uwagą, bo faktycznie, nie wiem jak inni, ale ja zastanawiałam się nad tym od przedwczoraj.
Jednak wyjaśnienie: „Zawarliśmy umowę z PKP, że będziemy wszędzie wzajemnie się wspierać dlatego, że między innymi, w umowie podpisanej rok temu ze związkiem kolejnictwa, pracodawców kolei, podjęliśmy wspólną decyzję, że razem piszemy podstawy programowe, razem piszemy ustawę o szkolnictwie branżowym i razem promujemy takie właśnie rozwiązania. Muszę powiedzieć, że współpraca przebiega wzorcowo. Mamy 47 szkół, w których uczymy w 5 zawodach, kolejne 2 będą powstawać. Podstawy programowe są bardzo chwalone przez szkoły, a to właśnie dzięki PKP. Jednocześnie w 20 najbardziej pożądanych zawodów, które będą specjalnie finansowane, w sposób znaczniejszy niż pozostałe, są m.in. 3 zawody związane z kolejnictwem. To pokazuje naszą wspólną odpowiedzialność za rozwój i w związku z tym każdą inwestycję traktujemy jako współpracę…” cóż, to wyjaśnienie nie przekonało mnie ani trochę, bo do TEJ konkretnie inwestycji ani pani minister, ani nawet jej blond koleżanka, nie przyłożyła się ani trochę.W niczym.
Dlatego niech nie nazywa jej wspólną. TA konkretna inwestycja była po prostu jedyną, którą jeszcze mogła otworzyć, w dodatku nie ryzykując nauczycielskiej pikiety. Ostatnią, z którą mogła się dziś pokazać w TVP i lokalnych mediach. Ostatnią, która pozwoli pokazać twarz w pozytywnym kontekście. No, chyba, że się mylę, bo pani minister zamierza po prostu zostać zawiadowcą nowej – starej stacji. Tylko, czy ktoś w to jeszcze uwierzy?
Teraz dostała dowód, że w Zgorzelcu nie brakuje trzeźwo myślących.
Powinna wyciągnąć z tego wnioski.