Dziś nie musimy już uczestniczyć w pochodach organizowanych przez władze państwowe jak to bywało wcześniej. W pierwszomajowych pochodach szła cała Polska, chwaląc się przed dygnitarzami stojącymi na honorowych trybunach, że jest i że tą władzę popiera. Najczęściej jednak to przymus uczestniczenia w tamtych wydarzeniach wyganiał na ulicę zarówno uczniów jak i robotników. Szedł także Zgorzelec, co zobaczyć możemy na zdjęciach nie żyjącego już Jana Kabanienko, który swoje pasje oraz życie zawodowe wiązał w tym czasie z Miejskim Domem Kultury w Zgorzelcu.
Jakie znaczenie 1 maja ma dla nas w tym roku? W 2020 roku sens Święta Pracy nabiera szczególnie mocnego znaczenia. Sytuacja epidemiologiczna w Polsce, ale także na pograniczu, gdzie żyjemy, sprawiła, że wielu z nas straciło komfort i bezpieczeństwo zatrudnienia. Przekłada się to na funkcjonowanie psychiczne i bytowe całych rodzin. Dopiero teraz, w czasie zamrożenia gospodarki, odczuliśmy jak praca jest ważna dla każdego z nas. I zasługuje na to by mieć swoje święto.
Międzynarodowe Święto Pracy zostało ustanowione przez Drugą Międzynarodówkę w 1891r. dla upamiętnienia wcześniejszego o pięć lat protestu robotników w Chicago, krwawo stłumionego przez policję. W II Rzeczpospolitej obchody 1 Maja, organizowane przez Polską Partię Socjalistyczną, stanowiły wyraz protestu przeciwko systemowi. Po wojnie – przeobraziły się w propagandowy rytuał, mający legitymizować system.
Formalnie 1 Maja stał się ustawowym świętem państwowym dopiero w roku 1950, jednak od roku 1945 dla wszystkich było oczywiste, że dla rządzących rocznica ta ważniejsza jest niż wszystkie inne. Uroczystości obowiązkowo odbywały się w całym kraju: poczynając od Warszawy, gdzie na trybunie ustawiało się całe kierownictwo partyjno-rządowe, aż po wsie i małe miasteczka.
Przebieg uroczystości był starannie reżyserowany: na podstawie co roku aktualizowanych wytycznych Biura Politycznego komitety partyjne w całym kraju przygotowywały scenariusze pochodów. Ustalano treść haseł na transparentach i zatwierdzano projekty dekoracji. Wyjątkową uwagę przywiązywano do podobizn przywódców niesionych przez manifestantów, sporządzając szczegółowe instrukcje czyje wizerunki, w jakich formatach i proporcjach powinny być eksponowane w czasie pochodu. W szkołach i fabrykach organizowano „próby generalne” podczas których manifestanci uczyli się skandowania haseł, ćwiczyli noszenie dekoracji i maszerowanie w równych odstępach.
Uczestnicy pochodu podzieleni byli na „kolumny” i „oddziały”, co miało umożliwić kontrolę nad tłumem liczącym dziesiątki a nieraz i setki tysięcy osób. W dużych miastach nad przebiegiem imprezy czuwał komendant pochodu, któremu podlegali dyrektorzy kolumn. Niczym zawiadowca stacji kierował ruchem i za pośrednictwem telefonu nakazywał włączenie się do pochodu kolejnych grup, oczekujących w punktach zbiórki.
1-majowy ceremoniał było to widowisko zaprojektowane z ogromnym rozmachem. Manifestanci kostiumem, rekwizytami i gestykulacją wskazywali wykonywany przez siebie zawód. Odgrywali rolę zbiorowego aktora: tworzyli żywe alegorie ideologicznych cnót i wartości.
Pokazy te odgrywano niczym na scenie – przed dygnitarzami, którzy dobrotliwym uśmiechem i gestem dłoni pozdrawiali wiwatujące tłumy. Scenografia święta uwypuklała dystans między rządzącymi i rządzonymi. Warto dodać, że miejsce na podium miało dużą wartość symboliczną. Obecność na pierwszomajowej trybunie pozwalała zaznaczyć swoje miejsce w hierarchii władzy.
Obywatele spędzani na pochód groźbą utraty pracy nie zawsze stosowali się do oficjalnego scenariusza. Tradycja zakłócania oficjalnych pochodów jest równie długa jak przymus uczestniczenia w nich. Baczny nadzór ze strony władz oraz surowe kary wymierzane za „wrogie prowokacje” na długie lata położyły kres wybrykom podczas pochodów. Pierwszomajowe manifestacje partia traktowała ze śmiertelną powagą – niemal jak obrzęd magiczny, gwarantujący trwałość ustroju.
W roku 1981 organizatorzy oficjalnych obchodów musieli zrobić miejsce dla działaczy „Solidarności”. Wspólnie urządzane pochody i akademie w istocie zamieniały się w opozycyjne wiece, podczas których protestowano przeciwko partyjnej dyktaturze i uzależnienia Polski od ZSRR.
Podziemna „Solidarność” stopniowo stawała się coraz bardziej skuteczna w organizowaniu kontr pochodów i „psuciu” przebiegu oficjalnych uroczystości. Dziennikarze obsługujący telewizyjne transmisje dostali szczegółowe instrukcje, jak reagować w razie gdyby w polu widzenia kamer doszło do „ewentualnych wydarzeń wykraczających poza scenariusz i założenia organizacyjne pochodu”.
W roku 1986 opozycji udało się znacząco zmniejszyć frekwencję na partyjnych pochodach dzięki akcji dzwonienia do zakładów pracy – rozmówcy podszywali się pod działaczy miejscowych komitetów i zawiadamiali, że z powodu katastrofy w Czarnobylu manifestacje zostały odwołane. Dwa lata później już w kilkunastu miastach wojewódzkich przemaszerowały opozycyjne pochody, niekiedy brutalnie rozpędzane przed samą trybuną honorową.
1 maja 1989 r. PZPR po raz pierwszy w swej historii odwołała pochody z okazji Święta Pracy, bojąc się że legalna już „Solidarność” może je całkowicie zdominować. Biuro Polityczne postanowiło, że tym razem „techniki propagandowe” należy wykorzystać podczas rozpoczynającej się kampanii wyborczej. Rychło miała się okazać, że i na tym polu partia poniosła sromotną porażkę.
dr Piotr Osęka – fragmenty z opracowania „1 Maja w PRL”